Czy organizacje społeczne są potrzebne samorządowi?
Organizacje społeczne (np. stowarzyszenia, fundacje) inaczej nazywane organizacjami pozarządowymi lub organizacjami obywatelskimi są jednym z filarów społeczeństwa obywatelskiego. Mówi się czasem, że organizacje społeczne to III Sektor (I sektor administracja publiczna, II sektor -biznes). Gdyby wyobrazić sobie świetnie działającą administrację (państwową, samorządową, eto) i dobrze prosperujący biznes (dający pracę, dostarczający różnorodnych dóbr i usług) czy byłoby jeszcze miejsce na ten III Sektor?
Czy organizacje społeczne są potrzebne samorządowi?
Organizacje społeczne (np. stowarzyszenia, fundacje) inaczej nazywane organizacjami pozarządowymi lub organizacjami obywatelskimi są jednym z filarów społeczeństwa obywatelskiego. Mówi się czasem, że organizacje społeczne to III Sektor (I sektor administracja publiczna, II sektor -biznes). Gdyby wyobrazić sobie świetnie działającą administrację (państwową, samorządową, eto) i dobrze prosperujący biznes (dający pracę, dostarczający różnorodnych dóbr i usług) czy byłoby jeszcze miejsce na ten III Sektor?
Do czego potrzebne są organizacje społeczne?
Niektórzy wskazują na potrzebę uzupełniania oferty słabszych samorządów, np, gdy samorząd gminy nie jest w stanie udźwignąć finansowo prowadzenia małych szkół, bardzo często są one przejmowane przez stowarzyszenia rodziców i nauczycieli. Zazwyczaj to stowarzyszenia „ratują” małe szkoły przed likwidacją a nie na odwrót. Z tej perspektywy widać, iż organizacja społeczna może zastąpić samorząd w wypełnianiu przez nią funkcji, a z drogiej wskazuje, że organizacja społeczna działa sprawniej – potrafi za mniejsze środki zrealizować analogiczne usługi.
Czasem organizacja społeczna staje się miejscem obrony praw obywatelskich. Gdy zawodzą samorządowe instytucje, które sporadycznie i okazjonalnie mogą pomagać swoim mieszkańcom w spornych kwestiach prawnych, zaś usługi poradnictwa prawnego są zbyt drogie lub ich dostępność jest ograniczona, to właśnie dzięki organizacjom społecznym udaje się dotrzeć do najbardziej potrzebujących, poprzez różnego rodzaju biura porad obywatelskich, edukację prawniczą czy inicjowanie ogólno-publicznego „nacisku” na zmianę niekorzystnych rozwiązań. W tym przykładzie organizacje społeczne stają się przeciwstawną siłą do sektora publicznego, który powinien podlegać bieżącej kontroli ze strony społeczeństwa. Podobną rolę na poziomie gminy odgrywają np. rady pożytku publicznego, którym prawo przyznaje możliwość bieżącego opiniowania i oceniania działań samorządu.
Bardzo często widzimy działalność organizacji społecznych, których przedmiotem jest rozwój różnorodnych pasji i zainteresowań mieszkańców. Czym bowiem jest działalność ludowego zespołu sportowego, towarzystwa historycznego, związku wędkarskiego, miłośników koni, etc. Dla „stojących z boku” finansowanie działalności tego typu organizacji ze środków np. budżetu gminy to przejaw „rozrzutności”. A jednak, gdy spojrzy się szerzej na aktywność tego typu instytucji to łatwo zauważyć, że to co nazywa się kulturą, budowaniem tożsamości lokalnej, uczeniem aktywności i zapobieganiem patologiom społecznym odbywać się może tylko na gruncie pozytywnych propozycji jakie organizacje te adresują do ogółu mieszkańców. W tym konkretnym przypadku można rzec, iż organizacje społeczne oferujące nowe, atrakcyjne, innowacyjne formy aktywności zawsze będą „o krok” od struktur administracyjnych, których aktywność ograniczona jest do kilku standardowych obszarów. Organizacje społeczne nie tylko uzupełniają ofertę ale bazując na aspiracjach i ambicjach swoich liderów odkrywają dla innych nowe i ciekawe obszary życia.
Doszukując się roli, miejsca i znaczenia organizacji społecznej warto zastanowić się na ile to administracja publiczna powinna ingerować w nasze życie a na ile to my, mieszkańcy małych wspólnot powinniśmy „odbierać” władzy władzę. Bo czym mniej władzy ma Państwo tym więcej wolności mają mieszkańcy.
S»bsvdiarność – zasada, według której każdy szczebel władzy powinien realizować tylko te zadania, które nie mogą być skutecznie zrealizowane przez szczebel niższy lub same jednostki działające w ramach społeczeństwa. Zasada subsydiarności, zwana też zasadą pomocniczości, jest ważnym elementem katolickiej nauki społecznej, a sama idea sięga swymi korzeniami czasów starożytnych.
Termin subsydiarność wywodzi się z łacińskiego słowa subsydium, oznaczającego pomoc, wsparcie, siły rezerwowe. Zasada subsydiarności mówi, że władza powinna mieć znaczenie pomocnicze, wspierające w stosunku do działań jednostek, które ją ustanowiły. Tam, gdzie nie jest to konieczne, państwo powinno pozwolić działać społeczeństwu obywatelskiemu, rodzinom, wolnemu rynkowi. W sytuacji wymagającej interwencji, winno natomiast rozwiązywać problem na szczeblu możliwie najbliższym obywatelom, a wiec raczej w gminach niż w regionach i raczej w regionach niż w centrum.
Zasadę pomocniczości streszczają zdania: “tyle -władzy, na ile to konieczne, tyle wolności, na ile to możliwe” oraz “tyle państwa, na ile to konieczne, tyle społeczeństwa, na ile to możliwe”. Subsydiarność jest jedną z podstawowych zasad ustrojowych Unii Europejskiej. Oznacza to, że na szczeblu wspólnotowym powinny być podejmowane tylko te działania, których przeniesienie na wyższy szczebel oznacza większą skuteczność i efektywność niż w przypadku, gdyby prowadzenie stosownych akcji pozostawić w wyłącznej kompetencji rządów poszczególnych państw członkowskich. Subsydiarność – w kontekście Unii Europejskiej – odnosi się wiec z jednej strony do podziału zadań między organami Wspólnot Europejskich a administracjami rządowymi, a z drugiej dotyczy zakresu prawodawstwa wspólnotowego, zarówno w aspekcie tematyki, jak i charakteru regulacji.
[na podstawie Wikipedii]
Czy świetlica w małej miejscowości, gdzieś na uboczu gminy będzie lepiej działać gdy będzie świetlicą gminną? Chyba nie, gdy pomyślimy np. o godzinach pracy, sztywnych regulaminach, programie zależnym od umiejętności jednej gminnej „świetliczanki”. Może ta świetlica będzie tańsza w utrzymaniu? Chyba też nie, choćby się wzięło do kalkulacji tylko koszty pracy pracownika samorządowego. To właśnie od aktywności mieszkańców, z inspiracji czasem jednej lub kilku osób udaje się zrobić „coś” więcej dla innych, nie czekając na administrację – szukając różnych środków finansowych, dając własną pracę, czas, pomysły powstają takie miejsca jak świetlica wiejska, klub aktywności, spotkania dla seniorów i wiele innych działań społecznych. Tworzy się miejsce, które umożliwia realizację pomysłów zarówno realizatorów jak i uczestników zajęć. Świetlica staje się też miejscem spotkań, szkoleń, imprez okazjonalnych dla mieszkańców, jest alternatywą do domu, remizy, centrum kultury, który nie jest wstanie dotrzeć z ofertą do każdego zakątka gminy.
Czasem dyskutując nad korzyściami funkcjonowania organizacji społecznej można postawić odwrotną tezę – czy byłoby lepiej dla mieszkańców gdyby nie funkcjonowała jakaś aktywność społeczna wyrażona organizacją społeczną. Czy lepiej dla rodziców i dzieci byłoby gdyby jakaś społeczność „zrezygnowała” z walki o utrzymanie szkoły? Chyba nie, skoro to właśnie ta społeczność rodziców postanowiła działać jako grupa społeczna. Czy lepiej zamknąć świetlicę, pozostawić opuszczony czy starać się aby budynek wiejski służył jako miejsce świetlicowe. Wydaje się, że to są retoryczne pytania a jednak rzeczywistość jest taka, iż np. w woj. świętokrzyskim mamy najmniej organizacji społecznych w stosunku do innych regionów. Mniej (wg bazy Klon/Jawor: www.ngo.pl) jest tylko w województwach opolskim i lubuskim, ale są one mniejsze powierzchniowo i mają mniejszą liczbę mieszkańców.
Każda nowa organizacja pozarządowa na terenach wiejskich – to bardzo dobra wiadomość dla wszystkich, również dla władzy samorządowej. Tam gdzie powstają, ludzie czują potrzebę zorganizowania się i wspólnego działania. Dzięki temu, mogą osiągać cele, sięgać po środki zewnętrzne (UE, budżetowe, fundacyjne i in.), współtworzyć programy współpracy z samorządem i korzystać z niewielkich, ale dostępnych środków lokalnych.
Dlaczego więc tak trudno o aktywność społeczną?
Myślę, że są dwa główne powody: po pierwsze nadal jesteśmy nauczeni postawy „oczekującej”, iż ktoś za nas coś zrobi, brakuje nam determinacji ale też i świadomości, iż lokalne sprawy są naszymi sprawami, i że lokalna przestrzeń jest naszą przestrzenią do „wspólnego zagospodarowania”, że to co robimy dla siebie. Drugi powód to niestety niechęć i niezrozumienie istoty aktywności społecznej ze strony samorządów. Brak programów współpracy z organizacjami społecznymi, tradycyjne podejście w zaspokajaniu potrzeb społecznych, rezygnacja z możliwości zlecania zadań publicznych organizacjom społecznym lub brak współfinansowania działalności organizacji społecznych jest „piętą achillesową” naszych samorządów. A przecież finansowanie z „budżetu” to nic innego jak zlecanie realizacji zadań publicznych innym podmiotom publicznym (organizacje społeczne są podmiotami publicznymi), które robią często lepiej, sprawniej, szybciej i przede wszystkim taniej od instytucji publicznych. Samorządy boją się organizacji społecznych, bowiem ludzie działający w organizacjach zazwyczaj stawiają „wyżej poprzeczkę” – widzą więcej i są też często bardziej ambitni i wymagający.
Tak więc, nie bójmy się aktywności, zmieniajmy świat wokół siebie na lepszy, uczmy się współdziałać. Działajmy, działajmy, działajmy …
Opracował:
Stanisław Baska